Wszystko szło tak pięknie...
...a tu nagle takie coś! Mam nadzieję, że wybaczycie mi dziś ten wpis niebudowalany, ale muszę się komuś wyżalić.
Pamietacie ostatni wpis? Pisałam o tym, że moja gwiazdeczka jest chora, że jeździmy od lekarza do lekarza. We wtorek trafiliśmy w końcu do szpitala. Dziś w nocy przetransportowali nas karetką na śląsk do Katowic. Córka od wtorku zaczęła się potykać, dziś już nie jest w stanie przejść ani jednego kroku. O 15:00 mamy bardzo ważny zabieg, punkcje kręgosłupa i rezonans. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało, że w końcu diagnoza będzie trafna. Uwierzcie mi, że najgorsze co może być to bezsilność, to, że nic nie możesz zrobić jak widzisz gdy twoje dziecko przestaje chodzić z dnia na dzień.
Szpital? Hmmm... Gorzej niż w więzieniu... przy dziecku może być tylko 1 osoba, zero odwiedzin, łózko mam do dyspozycji tylko w nocy, teraz padam na pysk bo prawie całą noc nie spałam i na sali jest dostępne dla mnie tylko krzesło. Za oknem buro, szaro i ponuro. Widok z 7 piętra nie zachwyca, uwierzcie mi.
Ból, cierpienie i rozpacz to co teraz czuje.
Nic się teraz nie liczy oprócz zdrowia naszej córeczki.
Pozdrawiamy
Marta i H.